„Na Zachodzie bez zmian” zatytułował swój tekst o Otwarciu Sezonu 2022 na Partynicach Paweł Gocłowski, Prezes Zarządu Polskiego Związku Hodowców Koni Pełnej Krwi Angielskiej na stronie folbluty.org. W pierwszym odbiorze całość wygląda jak satyra na Wrocław, ale po analizie widać, że autor robi huk ślepakami.
Na Zachodzie, czyli we Wrocławiu, zmiany od 2013 roku są rewolucyjne: kolejne rekordy frekwencyjne, nowe stajnie wyścigowe, bezpieczne przejścia dla koni wyścigowych – system szlabanowy i tunel, ogrodzenie bieżni, stajnie gościnne, mnóstwo padoków, system edukacyjny „Miasto Koni”, rekreacja, woltyżerka, mistrzostwa w jeździe bez ogłowia, working equitation, szkolenia z gwiazdami trenerskimi świata, ogólnodostępna ścieżka rekreacyjna wokół toru, Europejski Festiwal Konny, cykl Crystal Cup i członkostwo w Euro Equus plus mnóstwo działań i imprez zwiększających przychody jednostki budżetowej miasta, jaką jest Wrocławski Tor Wyścigów Konnych – Partynice.
Jedno symboliczne zestawienie: w 2012 przez cały sezon wyścigi odwiedziło 18 000 widzów – w 2022 tylko w dniu Otwarcia Sezonu przewinęło się 21 000.
To wszystko, to sukces zespołu ludzi, którzy latami na to pracowali. To nie wzięło się znikąd, z powietrza, to ich praca, pasja i życie. Wielu z nich zrobiło więcej dla wyścigów przez te parę lat, niż cała plejada tzw. znawców notorycznie utyskujących na nieprzyjazny świat zewnętrzny.
Ale te wszystkie sukcesy nie świadczą o tym, że Wrocław znalazł kamień filozoficzny i teraz będzie wiecznie bogaty i szczęśliwy. Nie znalazł kamienia, bo go nie ma. Wrocław, tak samo jak Totalizator Sportowy, ma masę problemów z ledwo dychającymi polskimi wyścigami.
fot. Agata Władyczka
Analiza całego tekstu Pawła Gocłowskiego:
„Wrocław przyzwyczaił nas już, że wszystko ma rekordowe bądź pierwsze, a na pewno – wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju. I jeśli tylko jest to zgodne z obowiązującymi przepisami, to wszystko gra. Rekordowa frekwencja (przy dobrej pogodzie i braku opłat za wstęp) to zatem żadna nowość.”
Tak, pogoda była super, pobiliśmy kolejny rekord frekwencyjny. Bardzo cieszymy się z udanego dnia. 21 000 ludzi to jednak nowość, bo więcej było na wyścigach tylko w 1940 roku. Nie pobieramy opłat za wstęp, bo ciągle promujemy wyścigową rozrywkę. Ponadto celem naszej firmy jest organizacja różnorodnych imprez, nie tylko konnych. Robimy to samo, co inne tory na świecie, staramy się zarabiać.
Odczytuję ironię i wątpliwość zawarte w tym akapicie. Ale – 1. to pretensje do garbatego, że ma proste dzieci; 2. działamy w zgodzie z prawem.
„Fakt, że z 6 gonitw międzynarodowych (w tym 5 „skakanych”) bez gości zza południowej granicy, do skutku doszłyby tylko 2 (bo tylko do tylu zapisało się minimum 7 koni trenowanych w kraju), to również nic nowego. To, że konie czeskie wygrały 54,5% puli nagród owych 6 gonitw, również nie dziwi. To cena za możliwość rozgrywania gonitw z płotami i przeszkodami, w których oglądaliśmy w akcji 3 (słownie: trzech!) jeźdźców z polską licencją. A taki stan rzeczy, to efekt ograniczenia rozgrywania wyścigów skakanych jedynie do Partynic i likwidacji (aż na 5 lat!) płotów w Warszawie oraz zaprzestanie rozgrywania takiej gonitwy w Sopocie. Widać stać nas. Wprawdzie wszyscy narzekają na niskie nagrody, ale gdy robi się „światowo”, to żal jest jakby mniejszy – we wtorek 3 maja czeskie konie wygrały 65.300 zł ze 119.800 zł.”
fot. Agata Władyczka
Tak, gonitwy skakane we Wrocławiu stoją Czechami. Ale dla publiczności liczy się przede wszystkim atrakcyjne widowisko i my tak formatujemy dni wyścigowe. Gocłowski wytyka Partynicom czeskie zwycięstwa, nie widząc tym samym, że jeżeli już ktoś z zagranicy pojawi się na Służewcu, to procentowo „zabiera” więcej, np.: Nagano Gold w Wielkie Warszawskiej 2020 – 126 000 zł z puli 220 500 zł; Nania w Derby 2021 – 40 000 zł z puli 175 000 zł i w Oaks 2021 – 60 000 zł z puli 105 000 zł oraz Stex w Kozienic 2021- 33 000 zł z puli 57 750 zł.
Żeby było jasne – dla mnie ta wyliczanka nie jest żadnym argumentem dla zamykania się na świat. To tylko kontrargument dla Gocłowskiego, który szermuje tym niby marnotrawstwem. Przy tym nie zauważa faktu, że prawie wszędzie na świecie wyścigi są międzynarodowe, co podnosi poziom emocji wśród publiczności. Jakoś w Cheltenham nie narzekają, że Irlandczycy tam przyjeżdżają, wygrywają i wywożą pieniądze do Irlandii. Wręcz przeciwnie, traktują to niczym pojedynek i skrupulatnie wyliczają zwycięstwa każdej strony.
Nawiasem mówiąc w dniu Otwarcia Sezonu na Partynicach Polska wygrała rywalizację z Czechami 4 do 2.
„W pięciu z sześciu wspomnianych gonitw (z wyjątkiem tzw. gonitwy „bumper”) patronem był Polski Klub Wyścigów Konnych, który przeznaczył na ten cel 50.000 zł, a wyłoży(ł) „tylko” 42.000 złotych – zgodnie z regulaminem dolnośląskiego organizatora taką kwotę otrzymają właściciele trenowanych w Polsce koni, które ukończyły w sposób ważny wspomniane gonitwy skakane i nie zostały zdyskwalifikowane. To również żadna nowość.”
Jeśli dobrze odczytuję intencję powyższego akapitu, to Gocłowskiemu chodzi o to, że PKWK wykłada pieniądze na wyścigi rozgrywane we Wrocławiu. W czym problem? Przecież to Polski Klub Wyścigów Konnych i jako taki ma obowiązek wspierać krajowe wyścigi. Natomiast premia dla właścicieli koni zarejestrowanych w Polsce za miejsca w gonitwach skakanych spowodowała wzrost liczby takich koni w polskim treningu. Ta tendencja bardzo nas cieszy, gdyż zbliża do celu, jakim jest organizowanie w trakcie sezonu sześciu pełnych mitingów skakanych.
„A skoro wspomniałem o gonitwie typu „bumper”, to na Wyspach nie mają w nich prawa startu konie, które biegały już gonitwy skakane, ani te, które zwyciężały wcześniej „na” płotach czy przeszkodach, czy zaliczyły sukces właśnie w „bumperze”. Partynicka wersja jest zatem „światowa”, ale jednak inna. Pytanie tylko czemu?”
Temu, że to nie jest klasyczny „bumper”, lecz gonitwa dystansowa, których w Polsce rozpisuje się zdecydowanie za mało, o czym świadczy zazwyczaj duża liczba koni zapisywanych do tego typu gonitw na Partynicach. Owszem, planujemy rozpisywanie u nas prawdziwych „bumperów” ale dopiero wtedy, gdy gonitwy tego typu znajdą się w polskim regulaminie wyścigów. Dziś ich tam nie ma.
„Pozytywnym zaskoczeniem powinna być natomiast wysokość inauguracyjnych obrotów w zakładach wzajemnych. Oczywiście (jak to zwykle na Partynicach) zapewne rekordowa, podobnie jak liczba udostępnionych graczom kas. Jest jednak i w tej beczce miodu łyżka dziegciu – ich wysokość to wciąż tylko część tego, co zanotowano podczas tegorocznej inauguracji w Warszawie, gdzie… nie było przecież międzynarodowo i frekwencja, choć duża (podobnie jak opłaty za wstęp), raczej też nie rekordowa. Cieszy fakt, że już w 10 sezonie od tzw. „nowego otwarcia” partyniccy włodarze przyłożyli wreszcie właściwą wagę do kwestii zakładów wzajemnych. Można przypomnieć, że szef Partynic 29 stycznia 2015 roku podczas obrad Rady Polskiego Klubu Wyścigów Konnych mówił: „Partynice nie szacują obrotów, gdyż to należy do spółki Traf-ZW, a zadaniem Partynic jest zapewnienie jak najliczniejszej publiczności, więc to pytanie powinno być skierowane do Trafu. On jako dyrektor nie ma o tym wiedzy, choć wiedza taka rzeczywiście by się przydała i nie ma obowiązku tego wiedzieć. Generalnie we Wrocławiu gra jest słaba, bo ludzie nie umieją grać, gdyż nie przestawili się jeszcze z gonitw koni półkrwi. Promocja gry jest słaba.”
Rolą organizatora jest dostarczyć widza, a rolą operatora jest promocja i organizacja gry. Organizator z gry ma kwoty rzędu co najwyżej kilku tysięcy. Partynice więcej zarabiają na przejażdżkach kucyków w dni wyścigowe. „Partyniccy włodarze” nie mają prawa mieszać się w organizację zakładów wzajemnych, bo to nie oni posiadają na nie licencję, lecz spółka „Traf”. Partynice od zawsze naciskają „Traf” na większą liczbę kas i większą promocję, więc pretensje człowieka od lat związanego z wyścigami brzmią tu kuriozalnie. Świadczą o tym, że nie rozumie nader przecież czytelnego podziału ról w tej branży. Tak samo jak nie pojmował tego przepytujący mnie 29 stycznia 2015 roku na okoliczność gry członek Rady PKWK. Swoje „pozytywne zaskoczenie” autor powinien skierować na właściwy adres, do „Trafu”.
Gocłowski dowodzi, że mimo takiej masy ludzi na Partynicach gra w Warszawie była jednak lepsza. Uspokoję go. Zawsze będzie lepsza. Ale dochody z gry nie poprawią kondycji naszych wyścigów. W przyszłości ludzie nie będą grali w konie, będą bawili się w grę w konie. Kto obserwuje współczesność, ten widzi; kto ślepi, nie. W całym świecie naszego obszaru kulturowego trend jest widoczny – obroty z gry na wyścigach spadają we Francji, Anglii, Stanach Zjednoczonych. Hazard wyścigów konnych będzie odchodził w niebyt. Oferta rynku gier jest na tyle potężna, że ten archaizm nie ma szans. Polskie prywatne firmy bookmacherskie nie wchodzą w ten biznes, bo jest marginalny i nie ma potencjału.
Cytowana zatem przez autora moja wypowiedź (ta z 29 stycznia 2015) jest jak najbardziej aktualna.
Te służewiecko-partynickie licytacje Gocłowskiego nijak się mają do meritum problemu polskich wyścigów. Partynice nie ścigają się ze Służewcem w żadnej kategorii. To dwie osobne instytucje, ze swoimi indywidualnymi pomysłami na siebie, dzisiaj ze sobą współpracujące tam, gdzie służy to realizacji ich zbieżnych celów.
„Nowością jest również program gonitw (darmowy), a właściwie dwa programy. Jeden „on-line” z możliwością wydrukowania i drugi (chyba bardziej oficjalny), w którym próżno szukać np. performances koni. W obydwu nie ma informacji o tym, czy koń biega w okularach czy bez, co z regulaminowego punktu widzenia powinno mieć (precedens z nieodległej przeszłości dotyczący konia Spring każe użyć właśnie słów „powinno mieć”, a nie „ma”) znaczenie. To jednak detal, choć diabeł przecież tkwi w szczegółach.”
Autor nieuważnie czytał. Informacje o okularach są w obu wersjach programów. Casus konia Spring sprzed lat jest kompletnie niezrozumiały dla większości Czytelników. Nie ma sensu go analizować, bo ta uwaga jest najprawdopodobniej efektem spiskowego widzenia Partynic. To mruganie okiem do wtajemniczonych nie ma nic wspólnego z rzetelnym przekazem.
Drukowanie programu typu płachta ze skróconymi performances koni to standard na świecie. Darmowe płachty są ukłonem w stronę publiczności.
fot. Wiktor Rzeżuchowski
„Na otwarciu było pogodnie, tłumnie, piknikowo, rodzinnie, emocjonująco i międzynarodowo. Nie zabrakło też polityki, bez której zaangażowane wrocławskie wyścigi wytrzymać najwyraźniej nie mogą. Krótko mówiąc, jak zawsze sukces, w dodatku w pięknej majowej zieleni – na zachodzie bez zmian, tu wiosna przychodzi wcześniej.”
Ostatni, podsumowujący akapit, można interpretować dwojako: 1. to pochwała Partynic; 2. krytyka za aktywność polityczną.
Ale dziennikarstwo to nie poezja. Dziennikarz jasno napisałby jaką ma opinię na temat opisywanej sprawy i miałby na to argumenty Jeśli autorowi chodzi o pkt.1., to pochwała brzmi fałszywie. Jeśli natomiast o pkt. 2., to szacunek dla Konstytucji, szacunek dla naszej historii, czyli specjalny akcent w postaci wielkiego banneru z Tadeuszem Mazowieckim na wyścigach rozgrywanych w okolicach 4 czerwca, czy eksponowanie flag Unii Europejskiej to przestępstwo polityczne, to autor powinien ten fakt zgłosić odpowiednim organom państwa. Tak samo jak zbiórkę pieniędzy na rzecz Ukrainy, obecność ukraińskich artystów i konsula na Dniu Otwarcia Sezonu 2022.
P.S. Swoją drogą bardzo jestem ciekaw, jaki pomysł na polskie wyścigi ma Paweł Gocłowski, środowiskowy autorytet hodowlany i wyścigowy, były długoletni pracownik PKWK. Nigdzie nie znalazłem jego propozycji.
Ponieważ autora nie było w dniu, który opisywał dedykuję mu film oddający nastrój Dnia Otwarcia Sezonu: