Wielki Taxis, najsłynniejsza przeszkoda Wielkiej Pardubickiej, będzie łagodniejszy. To odpowiedź na naciski czeskiej opinii publicznej.


Wielka Pardubicka łagodzi Wielki Taxis, bo tak chcą ludzie

Wielka Pardubicka łagodzi Wielki Taxis, bo tak chcą ludzie

Wielki Taxis, najsłynniejsza przeszkoda Wielkiej Pardubickiej, będzie łagodniejszy. To odpowiedź na naciski czeskiej opinii publicznej.

Podobnych komunikatów prasowych Towarzystwo Wyścigowe Pardubice (Dostihový spolek Pardubice) rocznie przesyła dziennikarzom kilkadziesiąt, ale ten, który został opublikowany 11 marca, wywołał w czeskim środowisku wyścigowym prawdziwe zamieszanie. Organizator Wielkiej Pardubickiej po raz pierwszy od 27 lat ogłosił istotne zmiany przeszkód ze względów bezpieczeństwa, w tym sławnego Wielkiego Taxisu. Była to reakcja na falę negatywnych komentarzy, które pojawiły się po ubiegłorocznej edycji najsłynniejszego wyścigu cross-country na kontynencie europejskim. „Widzimy, że czasy się zmieniają i publiczność ma pewne oczekiwania, których nie możemy bagatelizować” – mówi Czeskiej Telewizji dyrektor Towarzystwa Wyścigowego Jaroslav Müller.

Zwycięzcą 130. edycji Wielkiej Pardubickiej z Towarzystwem Ubezpieczeniowym Slavia, która z powodu epidemii COVID-19 odbyła się przy pustych trybunach, po dramatycznej walce czterech koni został dwunastoletni wałach Hegnus dosiadany przez Lukáša Matuskiego. Opinia publiczna i media znacznie więcej uwagi poświęciły jednak śmiertelnym obrażeniom gniadosza Sottovento, których doznał, pokonując Taxis. Ośmioletni wychowanek trenera Josefa Váni pod koniec sierpnia w wielkim stylu wygrał czwartą gonitwę kwalifikacyjną i podczas debiutu w Wielkiej Pardubickiej był jednym z faworytów. Przed Taxisem jednak praktycznie się nie odbił i przy lądowaniu na zbocze rowu doznał fatalnego urazu kręgosłupa. Tym samym stał się czwartym koniem w tym stuleciu, który musiał zostać uśpiony po upadku na Taxisie.

Tor Wyścigów Konnych w Pardubicach w reakcji na krytykę opinii publicznej powołał zespół ekspertów, w którym znaleźli się dżokeje, trenerzy, przedstawiciele Czeskiego Stowarzyszenia Steeplechase (Česká asociace steeplechase), organizatorzy, weterynarze, niezależni specjaliści i dziennikarze. Ich zadaniem było przeanalizowanie przebiegu Wielkiej Pardubickiej oraz innych gonitw ostatnich lat i odniesienie się do propozycji służących poprawie bezpieczeństwa koni i jeźdźców w Pardubicach.

„Zespół ekspercki odbył wiele spotkań i kompleksowo podszedł do problematyki bezpieczeństwa na pardubickim torze. Dokumenty i propozycje rozwiązań przekazał do dyskusji także Komitetowi Czeskiego Stowarzyszenia Steeplechase i komisji ds. przeszkód. Wszystkie konkluzje otrzymali członkowie zarządu Towarzystwa Wyścigowego, którzy opierając się na zaleceniach ekspertów, zadecydowali o zmianach niektórych przeszkód” – dodaje Müller.

 

Wielka Pardubicka 2010. Z numerem 10 trzykrotny zwycięzca Tiumen (Beaconsfield-Toscanella/Demon Club), obok niego z prawej kasztanowaty Juventus (Royal Court-Julietta/Antrieb).
Fot. Zenon Kisza

 

Zmiana miejsca lądowania po skoku i wyraźne oznaczenie

Najbardziej dyskutowaną zmianą jest modyfikacja rowu Taxis. Słynna przeszkoda po raz ostatni przeszła istotne zmiany w 1994 roku, kiedy to rów został odwodniony i częściowo zasypany. Pierwotnie przeszkoda składała się ze 150-centymetrowej wysokości żywopłotu o szerokości 250 centymetrów, za którym znajdował się głęboki na dwa i szeroki na cztery metry rów. Przeskok z odpowiednim odbiciem wymagał od konia i jeźdźca prawie ośmiometrowego skoku, a pokonując przeszkodę, koń przy lądowaniu musiał przenieść wagę na wszystkie cztery nogi, w innym razie często dochodziło do upadków.

W pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych, gdy Wielka Pardubicka stała się obiektem protestów bojowo nastawionych obrońców praw zwierząt, którzy pikietowali bezpośrednio na torze, a w 1992 roku udało im się nawet wtargnąć podczas gonitwy na trasę wyścigu, organizator zdecydował się na istotne zmiany. Żywopłot obniżył o 10 cm, a rów został zasypany do głębokości jednego metra. Długość i podstawowy profil pozostały jednak bez zmian.

Tegoroczne zmiany przewidują zmniejszenie głębokości rowu z jednego metra do 75 centymetrów, przede wszystkim jednak miejsce lądowania zostanie wyrównane, rów wyraźnie oznakowany ziemią, a żywopłot łagodnie przycięty pod ukosem. Miejsce lądowania będzie zaznaczone pasem trocin, długość rowu pozostanie bez zmian, tj. pięć metrów. Celem organizatorów jest zachowanie podstawowego charakteru tradycyjnej przeszkody i poprawa bezpieczeństwa koni, które popełniają błędy podczas skoku. „Nawet jeśli skok będzie za krótki, koń ma szansę pokonać przeszkodę. Jak w Waregem, gdzie rów z wodą ma siedem metrów szerokości albo w Auteuil, gdzie rów wypełniony wodą mierzy sześć metrów. Błędy koni nie muszą mieć fatalnych konsekwencji” – podsumowuje dla dziennikarzy żywa legenda zawodów Josef Váňa, który jest członkiem komisji eksperckiej i popiera przyjęte zmiany.

Pierwotna propozycja organizatorów przewidywała także umieszczenie białej belki odbiciowej przed żywopłotem. Wielki Taxis jest bowiem jedyną przeszkodą pardubickiego toru, która nie ma oznaczonego miejsca odbicia. W tej sprawie jednak powołani eksperci nie osiągnęli dotychczas konsensusu, a Towarzystwo Wyścigowe chce ją rozstrzygnąć w nadchodzących miesiącach. „Dyskutuje się także o tzw. barierze odbiciowej – białej belce przed żywopłotem, która jest umieszczona przy większości przeszkód na pardubickim torze wyścigowym. W tej sprawie nie ma zgody, dlatego eksperci będą się zajmować kwestią umieszczenia bariery lub jej braku w trakcie sezonu” – informuje Towarzystwo Wyścigowe w komunikacie prasowym.

Ważną innowacją ma być zmiana przeszkody numer 2 – żywopłotu z rowem. Charakterem i wyglądem przypomina on Taxis. Organizator skoryguje rów za pomocą ziemi i trocin, tak aby powstało coś w rodzaju mniejszej „kopii” Wielkiego Taxisu, którą konie będą mogły przećwiczyć w trakcie sezonu. W odróżnieniu od innych podobnych przeszkód „wydłużony Taxis“ i „mały Taxis“ są bowiem częścią większości torów przeszkód w gonitwach rozgrywanych w Pardubicach i każdy potencjalny adept Wielkiej Pardubickiej pokonuje je kilka razy w roku.

Zapowiadane zmiany części przeszkód spotkały się z różnorodnymi reakcjami. O ile media i opinia publiczna przyjęły je pozytywnie, o tyle w środowisku wyścigowym i w portalach społecznościowych pojawiły się głosy mocnej krytyki i sprzeciwu. Wyścigowi insiderzy obawiają się, że Wielka Pardubicka straci swój urok i stanie się „zwyczajnym wyścigiem”, nie będzie już najwyższą próbą umiejętności dla koni i jeźdźców.

Polaryzacja ta pokazuje przy okazji, w jak trudnym położeniu znalazło się Towarzystwo Wyścigowe i jak duże wyzwanie dla Wielkiej Pardubickiej stanowią zmiany nastrojów społecznych. W historii sławnego wyścigu, który jest rozgrywany od 1874 roku, nie jest to jednak nic nowego. Choć z pozoru tak się nie wydaje, wielokrotnie musiał się dostosowywać do bieżących oczekiwań. Ze skrajnymi reakcjami – podziwu i potępienia – mierzy się praktycznie od swoich początków.

U narodzin fenomenu stała szlachta

Początki Wielkiej Pardubickiej to polowania parfors organizowane przez austriacką szlachtę, które w drugiej połowie XIX wieku regularnie odbywały się w okolicy Pardubic i stały u narodzin tutejszej silnie zakorzenionej tradycji przeszkód. Towarzystwo skupione wokół ekstrawaganckiego Oktaviána Kinskiego i uczestników pardubickich polowań od dłuższego czasu chciało się odróżnić w sporcie od centrum austro-węgierskiego turfu w Wiedniu i założyć tor, który podważyłby dotychczasowe zwyczaje i zasady.

Poza Kinskim, który jako jeden z niewielu przedstawicieli czeskiej szlachty miał doświadczenie w organizacji wyścigów i uczestniczył w stawianiu przeszkód w okolicy lasku Cvrčkova koło Pardubic, w zakładanie toru zaangażowali się niegdysiejszy pardubicki książę Emil Fürstenberg i Maximilian Ugarte. Pierwszą edycję Wielkiej Pardubickiej wygrał Fantome ze stajni niemieckiego hrabiego von Cramma.

Pokolenie ojców założycieli z XIX wieku było wymagające wobec siebie i swoich koni. Nie tylko je posiadali, lecz jako prawdziwi sportsmeni także je ujeżdżali. Idolami swoich czasów zostali okrzyknięci jeździec Hector Baltazzi czy Miklós Esterházy, który zdobył uznanie i przydomek „Sport-Niki”. Ducha wzniosłych idei i patosu założycieli Wielkiej Pardubickiej oddawała także jej najtrudniejsza przeszkoda. Duży i głęboki rów oddzielony żywopłotem od początku wywoływał żywą polemikę. Młodsi sugerowali usunięcie przeszkody z wyścigu, starsze pokolenie forsowało jej zachowanie. Wedle legendy na ich czele stał książę Egon Thurn-Taxis, od którego nazwiska, jak mówi tradycja, pochodzi nazwa przeszkody.

Od owych czasów upłynęło ponad sto lat i kilka ustrojów politycznych odeszło w niepamięć, jednak fenomen Wielkiej Pardubickiej przetrwał po dziś dzień. W dużej mierze to właśnie popularność tego wyścigu w drugiej połowie XX wieku, po erze kolektywizacji i mechanizacji rolnictwa, zapoczątkowała odrodzenie jeździectwa i hodowli koni w ówczesnej Czechosłowacji. Historie takich bohaterów, jak trzykrotni zwycięzcy Korok i Václav Chaloupka czy Sagar z Pavlem Liebichem, porywały nowe pokolenia entuzjastów, a prestiż sławnego wyścigu zachęcał liczne spółdzielnie rolnicze, państwowe gospodarstwa i towarzystwa wychowania fizycznego do zakładania własnych stajni wyścigowych.

I wreszcie na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych nadeszła era Josefa Vány, który najpierw odniósł czterokrotne zwycięstwo w siodle Železníka, a następnie zasłynął jako trener odnoszący największe sukcesy w kraju. Do dziś jest jedynym, któremu udało się wygrać Wielką Pardubicką ośmiokrotnie. Do ery Železníka nawiązał w latach dziewięćdziesiątych na grzbiecie Vronsky’ego, a w nowym milenium, prawie u progu wieku emerytalnego, trzykrotnie triumfował na Tiumenie ze stajni SK Moszna. Dziś 68-letni Váňa regularnie gości w programach telewizyjnych, a dla Wielkiej Pardubickiej jego nazwisko to znak rozpoznawczy takiej rangi jak Taxis.

 

Wielka Pardubicka 2012. W centrum kadru Orphee Des Blins (Lute Antique-Ving’s Road/King’s Road) trenera Grega Wróblewskiego, zmierza po swoje pierwsze z serii trzech kolejnych zwycięstw.
Fot. Zenon Kisza

 

Inne czasy, inny kontekst i sam wyścig

Zmiany, które przyniosła pierwsza połowa lat dziewięćdziesiątych, uczyniły z Wielkiej Pardubickiej nowoczesny wyścig cross-country, w którym obecnie znów biorą udział konie z Wielkiej Brytanii, Irlandii czy Francji. Podążanie za duchem czasu oznaczało zarazem zmianę natury wyścigu. W porównaniu z drugą połową XX wieku, kiedy w Pardubicach startowali przeważnie świetni, ale niezbyt szybcy crossowcy i nierzadko pojawiały się konie z doświadczeniem w WKKW czy innych dyscyplinach jeździeckich, dzisiejsza Wielka Pardubicka jest szybszym wyścigiem dla zawodowców wyrastających na szybkich włoskich, francuskich i polskich torach przeszkód, którzy stopniowo zaznajamiają się z miejscową specyfiką.

Nie zmieniły się tylko konie. Ponadto w ciągu ostatnich piętnastu lat w Czechach zaczyna brakować wybitnych dżokejów przeszkodowych, co skutkuje tym, że jedna trzecia startujących jeźdźców jest powoływana w ostatniej chwili z zagranicy. Przy polach startowych liczących 20 i więcej koni krajowe stajnie rok w rok stają przed trudnym dylematem. Wszystkie te czynniki nie pozostają bez wpływu na samą formułę Wielkiej Pardubickiej, a konkretnie na charakter jej najsłynniejszej przeszkody.

Pokonywanie Wielkiego Taxisu pozostaje szczególnym rytuałem, który publiczność obserwuje z zapartym tchem. Sporadyczne wypadki wyrwane z kontekstu wyścigowego po dziś dzień są pretekstem do krzyczących nagłówków. Zgodnie z duchem czasu i specyfiką, zwłaszcza portali społecznościowych, emocjonalne komentarze często biorą górę nad rzeczową analizą faktów. I tu Wielka Pardubicka paradoksalnie pada ofiarą zjawiska, które pomaga jej pod innymi względem: masowego zainteresowania. Choć wyścigi konne są w Czechach marginalną dyscypliną sportową, w drugą niedzielę października bodaj przez krótką chwilę interesuje się nimi prawie każdy Czech. Transmisję w pierwszym programie telewizji publicznej oglądają dwa miliony widzów, a na samym torze wyścigowym gromadzi się 25-30 tysięcy osób.

Od 1994 roku Wielki Taxis pokonało ogółem 493 startujących i doszło w tym miejscu do 50 upadków, co oznacza, że prawie 90% skoków było udanych. Od czasu ostatnich zmian śmiertelnych obrażeń przy pokonywaniu przeszkody doznały cztery konie, co stanowi 0,8% wszystkich startujących. Jednak do trzech z czterech wypadków śmiertelnych doszło w ciągu ostatnich siedmiu lat, co ostatecznie przekonało władze pardubickiego toru wyścigowego do tego, że nadeszła pora, aby zrewidować trasę. Od czasu do czasu na portalach społecznościowych krążą informacje o liczbie śmiertelnych wypadków na Wielkim Taxisie począwszy od 1874 roku. Są to jednak nieoficjalne i niezbyt rzetelne dane, które w dodatku odnoszą się do zupełnie innego wyścigu i innej przeszkody niż te, jakimi są one współcześnie. Zwykle mowa o liczbie około 25 koni, co jeśli przełożyć na 150 lat, daje jeszcze mniejszy odsetek z ogólnej liczby startujących niż obecnie.

Jak często rzeczywistość może się różnić od powierzchownych wrażeń i celowych manipulacji, pokazuje również historia kilku niewielkich pomników, które przez wiele lat były stawiane niedaleko słynnej przeszkody. Nie są to nagrobki dżokejów, jak głosi obiegowa pogłoska powtarzana w mediach, lecz upamiętniają tragicznie zmarłych zawodników motocrossu. Po drugiej wojnie światowej na torze wyścigowym odbywały się bowiem popularne zawody motocrossowe „Złoty Kask” („Zlatá přilba”). Żaden jeździec nie stracił dotychczas życia na Wielkim Taxisie. Z drugiej strony najwięksi przeszkodowcy w Czechosłowacji byli z nim tak związani, że na przykład Kamil Kuchovský, który zmarł w 1997 roku, chciał mieć grób właśnie na pardubickim torze. Rodzina i organizatorzy spełnili to życzenie, choć dziś pomnik nie znajduje się już obok Wielkiego Taxisu.

Historie te pokazują, że Wielka Pardubicka wciąż pozostaje srebrem rodowym czeskich wyścigów, a jej najbliższa przyszłość nie budzi obaw. „Wierzymy, że wspólnie z ekspertami znajdziemy odpowiedni sposób na poprawę bezpieczeństwa koni i jeźdźców na torze w Pardubicach. Wraz z zespołem ekspertów uzgodniliśmy, że prace będą kontynuowane. Zespół będzie monitorował przebieg wyścigów i skutki wdrożonych środków zaradczych, tak aby można je było na bieżąco oceniać i podejmować ewentualne dalsze kroki” – przekonuje dyrektor toru Jaroslav Müller.

Kilka dni temu pojawiła się wiadomość, że sponsor tytularny Wielkiej Pardubickiej, Towarzystwo Ubezpieczeniowe Slavia, przedłużył kontrakt do 2023 roku. Kolejna edycja słynnego wyścigu odbędzie się jak zwykle w drugą niedzielę października.

 

Wielka Pardubicka 2019. 4 konie zakończyły wyścig na Taxisie, wśród nich ubiegłoroczny zwycięzca
Tzigane Du Berlais (Poliglote-Boheme Du Berlais/Simon Du Desert),
na zdjęciu z nr 2, po prawej w żółto-niebieskich barwach.
Fot. Zenon Kisza

 

*tytuł i lead pochodzą od redakcji

*zdjęcie tytułowe – Wielka Pardubicka 2013. Tylko 6 z dwudziestu startujących koni ukończyło wyścig w tym roku. Pierwsza z lewej, z numer 10 Orphee Des Blins (Lute Antique-Ving’s Road/King’s Road). Fot. Zenon Kisza

Zobacz też